Wchodzimy w okres wyborczy – wieców, zjazdów i kongresów, a że idziemy z duchem czasu, organizatorzy tych wszystkich imprez przygotowują na potrzeby takich wydarzeń coraz bardziej okazałe wizualnie oprawy. Mamy więc wielkie telebimy i ogromne ekrany, na które rzutowane są wzniosłe hasła, twarze liderów i inne graficzne wodotryski.
Ma być okazale (socjotechnika) i atrakcyjnie – w końcu to też reklama i to nie byle jaka. Wiadomo, że znajdzie godne, acz darmowe miejsce we wszystkich serwisach informacyjnych i programach, które słowa i gesty będą rozbierać na części pierwsze. Ale nie o treści w tym miejscu mi chodzi, a o formę. Dzięki projektorom i nagłośnieniu, każdy, kto wejdzie na mównicę, może poczuć się niemal wodzem narodu – jak za dawnych czasów – z ogromnym portretem zarezerwowanym kiedyś tylko dla I Sekretarzy i złotymi myślami, dającymi po oczach tłumnie zgromadzonym zwolennikom. Prawdę mówiąc, nie zdarzyło mi się być na takim współczesnym XX Zjeździe i być może na żywo wygląda to naprawdę imponująco, ale oglądany przekaz telewizyjny bywa niestrawny. I to niekoniecznie z powodu słów, ale za sprawą jakości obrazu, który daje efekt odwrotny do zamierzonego, bo jest strasznie tandetny, kiczowaty i nie pozwala skupić się na przemowie (co prawda może i nie ma na czym się skupiać).
Nieraz zdarzyło mi się bowiem oglądać na ekranie telewizora (dużego i plazmowego, a jakże!) takie exposé, podczas którego za plecami mówcy migały i przesuwały się jakieś frazy, nazwa partii czy nazwisko lidera (tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś nie rozpoznał). Zestawienie tych technologicznych wodotrysków – tam na sali i w domu powodowało, że niezwykle kontrastowe, dające po oczach kolorami i powodujące oczopląs tło kompletnie odzierało z powagi (poważne chyba) przemówienie i czyniło całą scenę wręcz groteskową. Ktoś chyba nie do końca przewidział, co i jak będzie wyglądało na różnych dostępnych obecnie platformach. Możliwe jest także i to, że obecne współcześnie technologie rejestracji, przekazu i wyświetlania obrazu nie radzą sobie zbyt dobrze ze wszystkimi aspektami wizualnymi, z którymi przychodzi im się zmierzyć.
Zachłystywanie się nowymi wynalazkami, przesada w ich stosowaniu, a wręcz wykorzystywanie „na siłę”, bo jest taka możliwość, choć nie ma potrzeby, jest po prostu przejawem dziecięcej chęci zaimponowania nową zabawką.
Choć nie jestem specjalnym fanem piłki kopanej, zdarzyło mi się ostatnio oglądać mecz naszej reprezentacji wspaniałej z zawodnikami z Francji. Mecz jak mecz, ale każde współczesne widowisko sportowe jest jednym wielkim billboardem. Wszak miliony widzów przed telewizorami to ogromna grupa konsumentów, która wpatrując się przez dziesiątki minut w sportowe zmagania, mniej lub bardziej świadomie chłonąć będzie logotypy sponsorów na sportowych strojach lub – nawet bardziej – na bandach okalających boisko. A że postęp technologiczny na to pozwala, od dawna owe bandy stały się ekranami z dynamicznymi, niezwykle kolorowymi i animowanym banerami reklamowymi. Pomijam już fakt odciągania uwagi widza od widowiska sportowego przez to widowisko obrazkowe, ale pęd do nowoczesnej i atrakcyjnej formy reklamy znów powoduje efekt odwrotny do zamierzonego. Co prawda nie oglądałem meczu na najwyższej klasy sprzęcie, a na czymś średnim, czego najwięcej stoi w domach, ale myślę, że nie w tym tkwił problem, tylko w niemożności poradzenia sobie z tego typu elementami obrazu. Tu na szczęście trzeba oddać cześć realizatorom za to, że jednak priorytetem transmisji był mecz, a nie reklamy, i parametry rejestracji obrazu na nim się koncentrowały. Pewnie częściowo w związku z tym reklamy dookoła murawy były kompletnie nieczytelne – rozmazane barwne plamy, migające i czasem przeszkadzające w dobrym postrzeganiu zawodników. Zapewne wpływ na to ma także jakość i specyfika współczesnych telewizorów – ich ogromny przekontrastowiony i przesycony obraz, nie najlepiej radzący sobie z ruchem i mnóstwem szczegółów. A reklamodawcy przecież zapłacili krocie za reklamę – nowoczesną i piękną, ruchomą i kolorową. Tylko że – podobnie jak Jodłowiec – strzelili sobie w ten sposób samobója.
Janek Konieczny