Mighty Avengers (2013)

MA 2 copyRecenzja

 

   Znany wszystkim wielbicielom komiksów Dom pomysłów w przyszłym roku będzie hucznie celebrować obchody siedemdziesięciopięciolecia swojej obecności na rynku, zamiast, jak inne relikty przemijającej ery druku, zniknąć w odmętach niepamięci. A to dlatego, że jednym z najcenniejszych jego aktywów jest niewątpliwie „trzymanie ręki na pulsie” przez kolejnych sterników Marvela i nadążanie za dokonującym się każdego dnia postępem cywilizacyjnym. I nie chodzi tu jedynie o progres technologiczny, w duchu którego wydawnictwo z powodzeniem godzi „stare” z „nowym”, rozszerzając tradycyjne, analogowe zeszyty o wartość dodaną technologii „rzeczywistości rozszerzonej” i kody dostępu do cyfrowych kopii komiksów –  długowieczność Marvela to również zasługa otwarcia na dynamiczne zmiany w sferze społeczno-obyczajowej, które przez lata nie omijały bohaterów obrazkowych historyjek wydawnictwa.

   To w końcu właśnie Marvel swego czasu, jako pierwszy w na łamach mainstreamowego komiksu przedstawił bohatera o orientacji homoseksualnej (debiutującego w 1979 r. na kartach 120. numeru serii „Uncanny X-Men” Northstara) i oficjalnie zalegalizował jego związek z innym superherosem tej samej płci (w szeroko komentowanym zarówno przez przemysł komiksowy, jak i przez poważne światowe dzienniki informacyjne, między innymi brytyjski Guardian, przełomowym, 51. numerze serii „Astonishing X-Men” z 2012 r.). To również Marvel po raz pierwszy ożywił na kartach komiksu bohatera borykającego się z problemami tożsamości płciowej (zmiennokształtnego, czy raczej zmiennokształtną Xavin z serii „Runaways”),  wprowadził do ekstraklasy amerykańskiego komiksu pierwszych czarnoskórych herosów (między innymi małżeństwo afrykańskich wojowników – Mściciela Black Panthera i mutantkę Storm czy pierwszego Afroamerykanina w trykotach – Sama „Falcona” Wilsona). Po latach, kiedy karty komiksów zapełniły się postaciami o różnym pochodzeniu etnicznym, zdecydował się nawet poświęcić życie Petera Parkera, bardziej znanego światu jako Spider-Man, tylko po to, by w duchu politycznej poprawności maskę i obowiązki pajęczego herosa przekazać czarnoskóremu młodzieńcowi, Milesowi Moralesowi (w pobocznej rzeczywistości „Ultimate” będącej alternatywną wersją głównego uniwersum Marvela). Dziś, kiedy na świecie ostatecznie zapanował pluralizm, Marvel postanowił pójść za ciosem i po licznych, udanych próbach wprowadzenia do swojego komiksowego kontinuum pojedynczych postaci o różnej orientacji i różnym kolorze skóry, odważył się powołać do życia pierwszą w historii „Mścicieli” egzotyczną inkarnację flagowej grupy superherosów, którą – ze względu na bezprecedensowy, marginalny udział w jej składzie przedstawicieli rasy białej – można by spokojnie określić mianem „Avengers of Harlem”.
MA 2_1 copy    W świecie Marvela najczęściej jest tak, że każdy kolejny, coroczny event wydawnictwa – inwazja obcych, globalny kataklizm, wojna domowa, etc. – przynosi ze sobą kolejne wielkie przetasowania i zmianę krajobrazu uniwersum skutkującą na przykład pojawieniem się nowej wersji głównego składu Avengers i jego rozmaitych, pobocznych odłamów. Nie inaczej sprawa ma się również w przypadku „Potężnych Mścicieli” autorstwa duetu Al Ewing/Greg Land, gdzie głównym przyczynkiem do sformowania nowej, zaskakującej odsłony grupy jest jeden z aktów historii „Infinity (tegorocznego, głośnego eventu Domu pomysłów) – inwazja na Nowy York sił szalonego Tytana, Thanosa poszukującego na niebieskiej planecie jednego ze swoich licznych potomków z nieprawego łoża, z nieskrywanym zamiarem uśmiercenia bogu ducha winnego bękarta. A ponieważ akurat żadnego z kilku aktualnie funkcjonujących składów Mścicieli nie ma „w mieście”, zamiast ekip dowodzonych przez Kapitana Amerykę (głównej, chwilowo zaangażowanej w kosmiczny konflikt z „Budowniczymi” i zdominowanego przez mutantów „składu jedności” tymczasowo nękanego przez śniętych Jeźdźców Apokalipsy) czoła kosmitom stawić musi zorganizowany naprędce „ruch oporu” w postaci przypadkowej zbieraniny nielicznych, pozostałych na miejscu herosów.
W samym centrum wydarzeń spotykamy więc oto dawno niewidzianego w komiksach Marvela Luke’a Cage’a – przedwcześnie emerytowanego Avengera o niezniszczalnej skórze (rzecz jasna – koloru czarnego), który po ubiegłorocznym zawieszeniu członkostwa w grupie Mścicieli stara się jak najlepiej pełnić rolę ojca i męża, okazjonalnie parając się fachem herosa do wynajęcia świadczącego odpłatne usługi „oczyszczania” miast z drobnych rzezimieszków (wraz z dwójką młodych pomocników  – Portorykanki – White Tiger i czarnoskórego Domikańczyka – Power Mana). W obliczu inwazji do trójki najemnych bohaterów dołączają kolejni, nieco zapomniani herosi o afroamerykańskim rodowodzie  – Monica Rambeau alias Spectrum (znana przed laty jako Kapitan Marvel z ówczesnej wersji Avengers), potężny i oświecony, czarnoskóry sobowtór Supermana – Dr Adam Brashear (alias Blue Marvel) oraz tajemniczy, zamaskowany heros w różowej imitacji kostiumu Spider-Mana (z fragmentu oryginalnego skryptu scenarzysty serii, Ala Ewinga, który przypadkowo wyciekł do internetu wiemy już, że pod obciachową maską ukrywa się czarnoskóry łowca wampirów, Blade). Ten jedyny w swoim rodzaju, egzotyczny skład uzupełnia ostatni element układanki – „lepszy” Spider-Man (Dr Otto Octavius w skórze biednego Petera Parkera), wyraźnie poirytowany obecnością w drużynie swojego pastelowego sobowtóra. Naprędce sklecona grupa niezbyt jeszcze zgranych ze sobą superbohaterów, z najmniej skorym do współpracy traktującym czarnoskórych towarzyszy jak niepotrzebne kłody pod nogami Pajęczakiem na czele, po trzech numerach zapoznawania się ze sobą, przekomarzania i wspólnej walki ostatecznie odnosi sukces, zmuszając do odwrotu paskudnych kosmitów (przy wydatnym wsparciu nowojorczyków prowadzonych „do boju” przez czerstwą babcię z cegłą w dłoni), pokonując przy okazji również swego pierwszego, poważnego przeciwnika – uwolnionego z innego wymiaru i nasłanego na herosów przez koleżków Thanosa ośmiornico-podobnego demona Shuma-Goratha (dobrze znanego miłośnikom Marvela z archiwalnych przygód innego, gościnnie pojawiającego się również tutaj Mściciela – Dr Strange’a).
Mighty_Avengers_Vol_2_1_Hitch_Variant_TextlessCałość – choć sprawia wrażenie zdecydowanie przykrótkiej, czyta się nadzwyczaj dobrze. Historię rodzących się relacji międzyludzkich w przypadkowej zbieraninie herosów i pojedynek z wymachującą zielonymi mackami, zarozumiałą pokraką wprawdzie spokojnie można by uszczegółowić, przedłużając pierwszą „misję” zespołu o jeszcze co najmniej jeden zeszyt, niemniej jednak historia doskonale broni się dzięki dynamicznemu, zabarwionemu niezwykle solidną dawką humoru scenariuszowi Ala Ewinga. Efektu końcowego na szczęście nie psują nawet chwilami zbyt ubogie w szczegóły rysunki najbardziej chyba kontrowersyjnego obecnie artysty w ekipie Marvela, Grega Landa, od lat posądzanego przez fanów o bezwstydne wzorowanie się na zdjęciach z filmów erotycznych podczas pracy nad mimiką i dynamiką postaci. A, że w kolejce na premierę czekają już kolejne odsłony serii, gdzie – zgodnie z zapowiedziami następnych numerów opublikowanymi wraz z harmonogramem wydawniczym Marvela na najbliższe miesiące – bohaterów czeka miedzy innymi rozszerzenie składu grupy o kolejnych członków oraz walka o przywództwo pomiędzy Cage’em a niechętnym całej inicjatywie Pajęczakiem (oj Otto, będzie bolało – jak każe sądzić zapowiedź okładki zeszytu nr 5), więc warto pozostać z bohaterami na dłużej i przekonać się, jak potoczą się dalsze losy barwnej ekipy „Ad-hoc-Afro-Avengers”.

Michał Czarnocki

logo copy

Mighty Avengers (2013) #1 – #3 Marvel Comics
Data premiery:
2013-09-11 (MA #1)
2013-10-02 (MA #2)
2013-11-06 (MA #3)

Related posts

Top
font