Obyczajowość nowej ery

    „Ludzie listy piszą” – głosiły słowa starej piosenki Skaldów, które nadal są aktualne, tylko forma tych listów się bardzo zmieniła. Epistolografia pomału odchodzi w przeszłość, wypierana przez e-maile i SMSy. W dawnych czasach sztuka pisania listów była ściśle związana z panującymi w danej epoce obyczajami. Mimo że już nie kaligrafujemy pięknie wzniosłych treści na ozdobnej papeterii, to wydaje mi się, że zgrzebne elektroniczne przekazy nadal są swego rodzaju odbiciem naszej kultury, albo jej braku.

    Na przykład komunikując się mailowo, nigdy nie możemy być pewni, czy nasz list nie zostanie przesłany dalej, co obecnie jest szalenie proste. Załączanie otrzymanej korespondencji od jednej osoby w listach do innej, bez zgody tej pierwszej, jest według mnie delikatnie mówiąc nadużyciem, nietaktem. Będąc świadomym takich zwyczajów, trzeba więc zawsze mieć się na baczności, bo a nuż treści przeznaczone dla konkretnego adresata czy informacje lub opinie którymi dzielimy się w zaufaniu, trafią do kogoś innego i zostaną użyte przeciwko pierwotnemu nadawcy. Czasem jest w tym celowe działanie, a czasem niefrasobliwość respondenta. Wykorzystując elektroniczną pocztę łatwo też szeroko rozpowszechnić czyjeś sekrety. Kiedyś list istniał na ogół w jednej wersji, więc wystarczyło go spalić, by zniszczyć dowód czy ukryć powierzoną tajemnicę. Obecnie list jest i u nadawcy, i u odbiorcy, i gdzieś tam po drodze, więc nigdy nie możemy być pewni, co przy jakiejś okazji zostanie wyszperane i przypomniane. Jest to zmorą zwłaszcza polityków i celebrytów, ale taki proceder może bardziej lub mniej boleśnie dotknąć każdego z nas. Dawniej nie było takiego ryzyka. Choć z drugiej strony listy z przeszłości są obecnie nieocenionym źródłem informacji o zamierzchłych czasach, żyjących kiedyś ludziach i historycznych wydarzeniach. Dokumentują po prostu historię zwykłych ludzi i całych państw, bo były głównym środkiem przekazu informacji, dziś powiemy – medium. Listy pisano także po to, by przemyślenia czy informacje popłynęły w świat, nie tylko do jednego adresata. Dziś co prawda też pełnią rolę dokumentalną, ale najczęściej jako dowód w sprawie… i też płyną w świat, ale nierzadko wbrew woli nadawcy. Oczywiście są i tacy spryciarze, którzy tę właściwość elektronicznych przesyłek oraz przypadłość ludzką zwaną plotkarstwem wykorzystają w sposób celowy.
     Internet to niekończące się archiwum i skasowanie zawartości naszej skrzynki e-mail czy katalogu SMSów w telefonie nic nie da. Tak jak usunięcie konta w serwisie społecznościowym nie powoduje anihilacji zamieszczonych tam wcześniej treści. Będą one trwać po koniec świata…tworząc swoiste cmentarzysko.com – największy portal społecznościowy martwych dusz.
     SMSy to też bardzo stresujący sposób komunikacji. Wystarczy się zbytnio pospieszyć klikając w klawiaturę komórki i już krótki komunikat tekstowy leci nie do tego, do kogo trzeba, a z ust pospiesznego nadawcy leci wiązanka przekleństw. Może być śmiesznie albo głupio. Nowym standardem obyczajowym jest też załatwianie spraw poważnych tą właśnie drogą – wypowiedzenia z pracy, rozstania zakochanych… Łatwo, szybko i bez patrzenia prosto w oczy.
    Wielu nadawców listów elektronicznych – zwłaszcza w ramach korespondencji „służbowej” – zamieszcza w swych mailach ekologiczny dopisek, zachęcający do zastanowienia, czy koniecznie trzeba wydrukować tegoż maila. Ja bym dodał jeszcze jedną automatyczną podpowiedź: przeczytaj zanim wyślesz! Ale to tylko „medytacje wiejskiego listonosza…”

Janek Konieczny

Tags

Related posts

Top
font