Reżyseria: Roman Polański

   Polański to światowej klasy reżyser, który płynnie porusza się między różnymi gatunkami, kręcąc filmy po polsku, francusku i po angielsku. Jego życie prywatne niestety zbyt często przesłania filmowe dokonania, wśród których jest parę arcydzieł. Niedawno skończył 80 lat, a jego najnowszy film – „Wenus w futrze” – to kolejna eksploracja drzemiących w ludziach mrocznych pragnień.

Początki talentu

Roman Polański urodził się jako Raymond Liebling w Paryżu, choć od najmłodszych lat mieszkał w Polsce. W czasie II wojny światowej trafił do żydowskiego getta, a później, kiedy ukrywał się na wsi, zmienił swoje nazwisko. Tragiczne doświadczenia z getta i śmierć matki w Auschwitz miały duży wpływ na kształtowanie się jego osobowości. Być może z tego powodu jego filmy oferują pesymistyczną wizję świata, a ich bohaterowie uwikłani są w relacje dominacji i uległości. Jeszcze w czasie wojny zakochał się w kinie, a czytania uczył się, oglądając niemieckie filmy z napisami. Kiedy podrósł, jego ambicje artystyczne pchnęły go w kierunku liceum plastycznego. Jako obiecujący aktor trafił do radia, a stamtąd do ekipy Andrzeja Wajdy i przełomowego pokolenia tworzącego Polską Szkołę Filmową. Towarzyszył ekipie jako chłopiec na posyłki i z bliska obserwował, jak się robi kino. W następstwie zaczął studia na łódzkiej Filmówce, gdzie nakręcił etiudy zapowiadające pojawienie się artysty o nieprzeciętnej wyobraźni. Nie udało mu się zdobyć dyplomu szkoły, ale za to jego pełnometrażowy debiut należy do najgłośniejszych polskich filmów.

„Nóż w wodzie” to historia rywalizacji o dziewczynę pomiędzy mężczyznami reprezentującymi dwa pokolenia. Akcja rozgrywała się na ograniczonej przestrzeni jachtu, co później stało się znakiem rozpoznawczym Polańskiego. Scenariusz napisał w cztery noce razem z Jakubem Goldbergiem i Jerzym Skolimowskim. Odgrywanie na przemian wszystkich trzech ról w czasie pisania pomogło im stworzyć lepsze dialogi. Polański uparł się, że to on zagra głównego bohatera i podobno nawet rozebrał się do naga, by udowodnić, że jest wystarczająco atrakcyjny. Ostatecznie skończyło się na tym, że tylko dubbingował w tej roli Zygmunta Malanowicza, którego głos wydawał mu się zbyt dojrzały i mocny. Dominujące w scenariuszu napięcie seksualne i nieodwracalne zagrożenie kierowało uwagę widzów nie w stronę idei, lecz ludzkich pragnień, co odbiegało od kanonów ówczesnych polskich filmów. Oryginalna historia została źle odebrana przez krytyków, zarzucali jej brak wartości socjalistycznych i pochwałę konsumpcyjnego stylu życia.

Z powodu uniwersalnej treści i atrakcyjnego tematu jego debiut został jednak doceniony na Zachodzie, a kadr ukazał się nawet na okładce magazynu „Time”. Był to w końcu pierwszy polski film, który zdobył nominację do Oskara (ostatecznie przegrał rywalizację z „81” Felliniego). Darryl F. Zanuck zaproponował zrobienie remake’u, w którym zagrałyby największe gwiazdy: Richard Burton, Elizabeth Taylor i Warren Beatty. Polański jednak nie widział sensu w kręceniu drugi raz tego samego – uważał, że to jak zlecić Van Goghowi przemalowanie „Słoneczników” na inne kwiaty. Nie widząc dla siebie miejsca w socjalistycznej rzeczywistości, wyjechał do Francji. W skromnych warunkach – żyjąc niekiedy tylko o chlebie i occie w pokoju biurowym Gerarda Bracha, odtąd stałego współpracownika – rozpoczął pracę nad scenariuszem. Jeśli talent reżysera mierzyć jego drugim dziełem to zrealizowany z polotem „Wstręt” – wpisujący się idealnie w klimat epoki swingujących lat sześćdziesiątych – wywindował go błyskawicznie na europejskie salony.

Mistrzostwo gatunku

Polański swój pierwszy zagraniczny film zrealizował w Wielkiej Brytanii, gdzie trafił na zaproszenie Gene’a Gutowskiego. Jeszcze na planie „Wstrętu” uczył się angielskiego i jedynie z Catherine Deneuve rozmawiał po francusku, nierzadko przerzucając się z nią wyzwiskami. Producentem było studio, które dotąd zajmowało się filmami dla dorosłych, a jemu zlecono napisanie horroru, który mógłby przysporzyć wytwórni nową widownię. Wraz z Gerardem Brachem w siedemnaście dni napisał historię kobiety, która popada w obłęd. Po pokazie filmu psychiatrzy zapytali go, w jaki sposób przygotował się do tak dokładnego studium schizofrenii paranoidalnej, na co ten odparł, że korzystał wyłącznie ze swojej wyobraźni. Psychologiczny thriller pełen wymyślnych ujęć z perspektywy głównej bohaterki znacznie przewyższył oczekiwania producentów, zdobywając Srebrnego Niedźwiedzia na festiwalu w Berlinie. „Wstręt” do dziś uchodzi za klasyk gatunku.

Jego drugi anglojęzyczny film – „Matnia” – zdobył w Berlinie już Złotego Niedźwiedzia i ugruntował pozycję Polańskiego jako oryginalnego i nowatorskiego twórcy. Historia inspirowana sztuką „Czekając na Godota” rozwijała motywy wyobcowania, tłumionej seksualności i grozy, które stały się jego znakiem rozpoznawczym. Nieco lżejsze ujęcie horroru reżyser zaproponował w swym pierwszym amerykańskim filmie „Nieustraszeni pogromcy wampirów”, gdzie nawet zagrał jedną z głównych ról. Olbrzymi budżet pozwolił mu wzbogacić szatę graficzną, a na planie poznał swą przyszłą żonę Sharon Tate. Parodia horrorów z wytwórni Hammer do dziś ma grono swych wielbicieli, a reżyser udowodnił, że potrafi stworzyć film o rozrywkowym potencjale (czemu nie zaszkodziła nawet znacznie lżejsza amerykańska wersja). Dobre zrozumienie prawideł gatunku zaowocowało wkrótce niezwykle udaną adaptacji bestsellerowej książki „Dziecko Rosemary”.

Najwybitniejsze dzieło Polańskiego udowodniło, że horror – dotąd kojarzony z produkcjami niskich lotów – może być też filmem o artystycznym potencjale. Dotykające tematyki okultystycznej i szatana „Dziecko Rosemary” zapoczątkowało również nowy nurt w kinie. Polański zaskoczył oczekiwania widzów, umiejętnie stopniując napięcie. Pierwszy akt filmu to niemal sielankowa opowieść o zwyczajnym małżeństwie, co tylko usypia czujność. Kiedy granica między snem a rzeczywistością się zamaże, tytułowa Rosemary urodzi dziecko Szatana. Film przekonywał, że wielkie zło może dziać się tuż obok nas. „Dziecko Rosemary” było wielkim hitem, zaś kontrowersyjna tematyka ściągnęła na debiutującego za oceanem reżysera zainteresowanie mediów. Pojawiła się pierwsza nominacja do Oskara w kategorii najlepszy scenariusz oraz opinia genialnego filmowca z Polski. Niestety brutalne morderstwo jego żony – w którym dopatrywano się kary za jego frywolne życie – było dla Hollywood końcem epoki Dzieci Kwiatów.

Ostatnim filmem z hollywoodzkiego okresu Polańskiego był kryminał „Chinatown”, który odświeżył formułę kina noir i zyskał miano jednego z najlepszych dzieł w historii kina. Doceniony oryginalny scenariusz Roberta Towne’a został przez Polańskiego solidnie zmodyfikowany. Przede wszystkim zmienił on porządek opowieści tak, by widzowie odkrywali tajemnice wraz z głównym bohaterem. Wątek łóżkowy został dodany po to, by współdzielona intymność między klientką a detektywem znacząco podniosła stawkę śledztwa. Z kolei tragiczne zakończenie miało sprawić, by film nie przepadł bez echa – „Chinatown” miało być wyjątkowe. I było. Jedenaście nominacji do Oskara oraz nagroda za scenariusz zwiastowały szanse na interesujące projekty.

Polański wybrał jednak powrót do kina autorskiego i nakręcił we Francji „Lokatora”, gdzie sam zagrał niejakiego Trelkovskiego, emigranta zza wschodniej granicy. Film nawiązywał klimatem do „Wstrętu”, bo w końcu główny bohater również ulega paranojom swojego umysłu i ostatecznie się zabija. Zrządzeniem losu Francja miała odtąd stać się jego bazą wypadową – afera obyczajowa, której Polański konsekwencje ponosi do dzisiaj, sprawiła, że już nigdy więcej nie nakręcił filmu w Hollywood.

Przebłyski geniuszu

Melodramat „Tess” był hołdem dla jego zmarłej żony, choć dopatrywano się w nim autoironicznego stosunku do jego problemów prawnych. Szczególnie, że Polański nawiązał romans z grającą tytułową rolę małoletnią Nastassją Kinski. Stylistycznie film zachwycał, zachowując klasyczne dla twórcy fatalistyczne motywy nieuniknionego zła. „Tess” – wówczas najdroższy film kręcony we Francji – zdobył aż trzy Oskary, choć w kinach odniósł umiarkowany sukces. Gorszy los podzielił jego kolejny projekt. Produkcja „Piratów” była pieczołowicie przygotowywana przez parę lat, początkowo z Jackiem Nicholsonem jako gwiazdą. Miało to być przygodowe kino, jakiego dotąd nie było, lecz zabrakło przede wszystkim przygody. Faktycznie produkcja okazała się w owym czasie największą katastrofą, a budżet w trakcie zdjęć rozrósł się niemal trzykrotnie. Zbudowana olbrzymim kosztem pełnowymiarowa replika pirackiego statku do dzisiaj stoi w porcie w Genui, próbując zwrócić zainwestowane pieniądze.

Ratunkiem dla kariery miał być pełen scen akcji thriller „Frantic”, który wciąż budzi żywe emocje. Polański przypomniał, że skromnymi środkami stylistycznymi potrafi budować napięcie nie gorzej od samego Hitchcocka. Jednak film pomimo obsadzenia Harrisona Forda i pozytywnych recenzji nie był w stanie zarobić na swój budżet, co ponownie pchnęło reżysera w kierunku mrocznych klimatów i kina autorskiego. Pozytywnym aspektem pracy przy „Franticu” było natomiast odkrycie dla kina Emmanuelle Seigner, która została jego żoną oraz etatową aktorką.
Seigner zagrała w jego kolejnym filmie, gdzie partnerowali jej Peter Coyote, Kristin Scott-Thomas oraz młody Hugh Grant. „Gorzkie gody” ze względu na swą tematykę miały ograniczony zasięg, ale erotyczny thriller o mrocznych pożądaniach wydobył to, co w fascynacjach reżysera było najlepsze. „Śmierć i dziewczyna” to natomiast adaptacja dramatu o torturowanej w czasie wojny dziewczynie, która po latach spotyka swego oprawcę. Poczucie winy z jednej strony i chęć zemsty z drugiej odkopuje bolesne wspomnienia obu postaci. Akcja filmu rozgrywała się znów na ograniczonej przestrzeni, a Sigourney Weaver i Ben Kingsley dali świetny popis gry aktorskiej.

Polański w „Dziewiątych wrotach” na krótko powrócił do kina rozrywkowego, gdzie Johnny Depp przy pomocy Emanuelle Seigner próbuje odkryć tajemnicę średniowiecznej księgi i wskrzesić Szatana. Choć sam twórca nie wierzy w ciemne moce, chciał pobawić się raz jeszcze ze schematami gatunku. Sprawnie zrealizowany thriller z odwołaniami do kina noir nie zachwycił tak, jak „Dziecko Rosemary”, ale był całkiem sporym sukcesem kasowym.
Jak dotąd najbardziej cenionym dziełem reżysera jest adaptacja autobiografii Władysława Szpilmana, którą nagrodzono Złotą Palmą oraz Oskarem dla najlepszego reżysera. „Pianista” dotyka żydowskiej eksterminacji podczas II wojny światowej – doświadczeń, od których Polański przez lata starał się odcinać. Realizowana w Polsce produkcja była powrotem reżysera do swoich filmowych korzeni i odnowieniem współpracy z polskimi filmowcami. Poza tym odsłonięcie swojej wrażliwszej strony i poruszenie ważnego dla Polaków tematu zyskało mu sympatię tych, którzy uważali go dotąd za ekscentrycznego kosmopolitę. Dla niektórych pozostał jednak wciąż persona non grata, co zniechęciło go do odbioru nagrody za całokształt twórczości na gdyńskim festiwalu.

Kontrowersje i uroki sławy

Jego prywatne życie obfitowało w liczne skandale, a dramatyczne koleje losu sprawiają, że trudno jednostronnie ocenić, jakie miały one wpływ na twórczość. On sam w autobiografii pisał, że już od dzieciństwa fantazja myliła mu się z rzeczywistością. Jednak w wywiadach zaprzeczał, jakoby geneza jego kolejnych filmów korespondowała z jego bieżącymi doświadczeniami. Po „Makbecie” chciał odpocząć od dekoracji i kostiumów, więc nakręcił erotyczną komedię „Co?”. Z kolei po fantazyjnych „Dziewiątych wrotach” naszła go ochota na poważne kino pełne emocji i stąd „Pianista”.

Trudno jednak nie dostrzec pewnych współzależności. „Makbet” i scena brutalnego zabójstwa pełnego krwi przywołuje na myśl masakrę dokonaną przez bandę Charlesa Mansona na jego ciężarnej żonie i przyjaciołach. Brutalne uwiedzenie nieletniej bohaterki filmu „Tess” może być odebrane jako szyderczy stosunek do gwałtu na nieletniej – sprawy, która do dziś dręczy Polańskiego. Jego areszt domowy w Szwajcarii przypadkowo zbiegł się z pracami nad „Autorem widmo”, filmem o wyizolowanym pisarzu, który ma stworzyć autobiografię brytyjskiego premiera. „Pianista” odnosił się do jego najwcześniejszych wspomnień z okresu wojny, zaś najnowszy film „Wenus w futrze” dotyka obsesyjnej relacji reżysera z aktorką. Role te zagrali jego żona Emmanuelle Seigner oraz łudząco podobny do Polańskiego Matthieu Amalric.

Motywy takie, jak zło, Szatan, alienacja czy dominacja są głównym tematem większości jego dzieł. Sam Polański swe życie traktuje jednak z dystansem. Po raz pierwszy opisał je w autobiografii wydanej w połowie lat osiemdziesiątych (pisanej – podobnie jak w filmie „Autor widmo” – przy pomocy innych pisarzy). W czasie aresztu w Zurichu udzielił bardzo osobistego wywiadu-rzeki, który stał się podstawą filmu „Moje życie” prezentowanego między innymi na festiwalu w Cannes. Jego obecność na ekranie nie powinna dziwić. Oprócz gry we własnych filmach należy też pamiętać, że artysta nadal bywa aktorem w filmach innych reżyserów. Zagrał między innymi u boku Gerarda Depardieu w „Czystej formalności”, pojawił się też w komedii „Godziny szczytu 3” oraz w roli podstarzałego playboya jako Papkin w „Zemście”  Wajdy.

Jego biografia pełna sukcesów i tragedii wciąż intryguje. Sam uważa, że im wyższe są wzloty tym cięższy upadek. W ostatnim czasie powstały na jego temat aż trzy pełnometrażowe dokumenty oraz nieautoryzowany film biograficzny „Polański – bez cenzury”, do którego zapowiadany jest sequel. Głośny dokument Mariny Zenovich „Polański. Ścigany i pożądany” odświeżył nierozwiązaną kwestię domniemanego gwałtu i przyczynił się – zdaniem reżysera – do niemal rocznego aresztu przed paroma laty. Film rzucał jednak nowe światło na osobę sędziego, który próbował zbudować karierę na głośnej sprawie. Jej ofiara – Samanta Geimer – niedawno napisała książkę, gdzie opisała piekło, które przez wiele lat serwowały jej media.

Warsztat dyktatora

Jako reżyser Polański jest perfekcjonistą. Do jego ulubionych powiedzonek należy: „Jest świetnie, robimy jeszcze jeden dubel”. Początki jego twórczości w socjalistycznej rzeczywistości przyzwyczaiły go do artystycznego rozpasania. Budżet nie był co prawda nieograniczony, ale celem polskich produkcji nie był też zysk finansowy. Stąd filmowcy mieli możliwość podejmowania prób twórczych bez zważania na koszty. To sprawiło, że Polański przez całą karierę nie zważał na budżet i czas trwania zdjęć, doprowadzając czasem do finansowych katastrof, jak w przypadku feralnych „Piratów”. Powodowało to wiele zatargów z producentami, ale jego pretensje zawsze miały uzasadnienie wynikające z dbania o detale. Na przykład do „Makbeta” polecił przygotować ręcznie szyte kostiumy, gdyż w średniowieczu nie znano maszyn do szycia.

Aktorzy również nie mają z nim łatwego życia, gdyż ma osobliwą metodę pracy. Uważa on, że aktorzy powinni złościć się na siebie, a na niego w szczególności. Gerard Brach wspominał, że w scenariuszu zaznaczał nawet fragmenty, w których należało wydobyć z aktorów irytację. Z jednej strony pozwala im na próbne stworzenie inscenizacji, tak by instynktownie robili na ekranie to, co czują. Dopiero po próbie dostosowuje pracę kamery do ich ruchów. Nie zadaje sobie jednak trudu analitycznych rozmów na temat gry – jego zdaniem mają grać tak długo, aż on im powie, że jest dobrze. Stąd wielokrotnie powtarzane ujęcia.

Niektórzy skarżyli się na psychiczne znęcanie się. Przekonał Catherine Deneuve do tego, żeby przez osiem tygodni zdjęć unikała mężczyzn, co miało pomóc jej stworzyć rolę sfrustrowanej kobiety, która odcina się od ludzi i popada w schizofrenię. Nie mogąc wydobyć z Franceski Annis oczekiwanych emocji, zaszedł ją niespodziewanie w trakcie zdjęć i wypuścił jej przed nosem drażniący azotan amylu. Faye Dunaway wyrwał z głowy niesforny włos, który wciąż odciągał uwagę od kadru.

Często sam ustawia kamerę, gdyż interesuje go wyłącznie określony punkt widzenia – najczęściej perspektywa głównego bohatera. Jego pedantyczność w planowaniu scen dotyczy również dokładnego narysowania grymasów aktorów w danym ujęciu! Polański zwraca dużą uwagę na szczegóły, gdyż twierdzi, że ludzie pamiętają konkretne sceny, a nie całe filmy. Film składa się zatem ze scen-modułów, które muszą być pomyślane jako wbijająca się w pamięć samoistna całość. Publiczność wychodząc z kina, ma zapamiętać najlepsze momenty na długie lata. Jego stały operator Paweł Edelman twierdzi, że zawsze szukają najprostszych rozwiązań w celu najlepszego opisania danej sytuacji. Polański nie lubi stylistycznych ozdobników, gdyż woli skupić się na esencji sceny.

Kilkakrotnie brał udział w obiecujących projektach, z których mogły powstać arcydzieła. Tak było z „Mistrzem i Małgorzatą” – amerykańską adaptacją dzieła Bułhakowa, które podobno jest nieprzekładalne na ekran. Polański uważa, że jego scenariusz to najlepsza adaptacja, jakiej dotąd dokonał, jednak produkcja nie zyskała odpowiedniego budżetu. Z kolei megaprodukcja historyczna „Pompeje” upadła z powodu strajku aktorów, a filmu „Huragan” nie był w stanie rozpocząć z powodu aresztowania w USA i prasowej nagonki. Sam z kolei nie podjął się reżyserii „Listy Schindlera”, gdyż uznał temat za zbyt osobisty.

Wciąż aktywny jako filmowiec nic nie stracił ze swojego oryginalnego stylu, a kolejne filmy potwierdzają jego kunszt. Dzięki „Pianiście” zdobył Oskara dla najlepszego reżysera, „Autor Widmo” zapewnił mu nagrodę dla najlepszego reżysera na festiwalu w Berlinie, a „Rzeź” nagrodę dla najlepszego filmu w Wenecji. Najnowszy film „Wenus w futrze” niedawno miał światową premierę na festiwalu w Cannes, a twórca już przygotowuje projekt zatytułowany „D” o francuskim Żydzie z XIX wieku, którego oskarżono o przekazanie tajnych informacji Niemcom. Jego miłość do kina znalazła wyraz w postaci etiudy do mozaikowego filmu „Kocham kino” z okazji jubileuszu festiwalu w Cannes. I choć na ekranie możemy podziwiać efekty jego pasji, to stojących za nimi motywacji raczej nie poznamy. Kiedy dziennik Liberation zapytał siedmiuset ludzi kina o powód, dla którego kręcą filmy, Polański krótko stwierdził: „Też się nad tym zastanawiam”.

Roman Polański o filmie „Wenus w futrze”
w wywiadzie Anny Serdiukow dla Monolith Films. Cannes, maj 2013.

VIF_posterOd dawna myślałem o zrobieniu kameralnego filmu. „Rzeź” była filmem skromnym, ale jeszcze od czasu „Noża w wodzie” chodził mi po głowie pomysł, by zrealizować kino zawężone do dwójki bohaterów. Od dawna też chciałem zrobić film, który rozgrywałby się w przestrzeni teatru. Teatr to moje życie, moje dzieciństwo, początki bycia w zawodzie. Zaczynałem w teatrze, znam jego zapach tak dobrze, że w zasadzie przez cały czas mi towarzyszy. Pamiętam zapach kulis i garderoby w pierwszym teatrze, w którym grałem jako mały chłopiec. Znam teatr na wylot, zamykam oczy i chodzę wąskimi korytarzami, niemal natychmiast przenoszę się w czasie do Krakowa mojej młodości. Dlatego tak bardzo chciałem zrealizować „Wenus w futrze”. To hołd dla teatru, dla tego, z czego wyrosłem i co mnie zbudowało jako artystę. Wydaje mi się, że nie ma lepszego fundamentu niż teatr. Teatr mnie ochronił, to on pozwolił mi przetrwać wszystkie zawirowania w życiu. Ale „Wenus w futrze” to także hołd dla aktorek. Chciałem pokazać, że należy być sobą, należy się siebie nie bać. Najważniejsze to pozostawać w zgodzie z samym sobą. Nie rozumiem równouprawnienia, uważam zresztą, że nie istnieje. Ten zawód wymaga i poświęceń, i wyrzeczeń, sztuka potrafi zabrać wszystko i pozostawić cię z niczym. Trzeba wiedzieć, jak postępować, by ochronić siebie. Dlatego „Wenus w futrze” to coś więcej niż opowieść o walce pomiędzy mężczyzną a kobietą. To oczywiście historia o dominacji, ale też o walce pomiędzy życiem a sztuką, fikcją a prawdą, mądrością a głupotą, zuchwałością a odwagą. Całe nasze życie to pojedynek, trzeba znać swojego przeciwnika. To kameralny, skromny, subtelny film o najważniejszych aspektach życia. Ale wydaje mi się, że tylko w ten sposób – o sprawach ważnych i wielkich – można opowiadać.   

FILMOGRAFIA
„Nóż w wodzie” (1962)
„Wstręt” (1965)
„Matnia” (1966)
„Nieustraszeni pogromcy wampirów” (1967)
„Dziecko Rosemary” (1968)
„Tragedia Makbeta” (1971)
„Co?” (1972)
„Chinatown” (1974)
„Lokator” (1976)
„Tess” (1979)
„Piraci” (1986)
„Frantic” (1988)
„Gorzkie gody” (1992)
„Śmierć i dziewczyna” (1994)
„Dziewiąte wrota” (1999)
„Pianista” (2002)
„Oliver Twist” (2005)
„Autor widmo” (2010)
„Rzeź” (2011)
„Wenus w futrze” (2013)

VEN1979_1_

„Wenus w futrze”, (2013). Scenariusz i reżyseria: Roman Polański. Produkcja: Francja, Polska. Występują: Emmanuelle Seigner i Mathieu Amalric. Zdjęcia: Paweł Edelman.

Filmy o filmach
Bohaterem filmu jest reżyser, który szuka aktorki do nowego spektaklu. Wszystkie dotychczasowe kandydatki nie posiadają – jego zdaniem – talentu. W ostatniej chwili pojawia się Vanda, która potrafi zmienić mężczyznę w niewolnika nie tylko na scenie, ale również w życiu. Akcja rozgrywa się w ograniczonej przestrzeni teatru, co tym bardziej zaostrza walkę o wpływy na scenie. Aktorka próbuje decydować o tym, jak ma być ustawione światło i co mają robić główni bohaterzy. Wątek autotematyczny to hołd Polańskiego dla sztuki, której moc potrafi odmienić ludzi. Komedia erotyczna twórcy „Noża w wodzie” i „Gorzkich godów” ukazuje niebezpieczną drogę od zauroczenia do obsesji.
Łudząco przypominający głównego bohatera filmu „Lokator” Mathieu Amalric gra w pewnym sensie alter ego Polańskiego. W końcu na ekranie gra również żona reżysera – Emmanuelle Seigner, która po raz kolejny kreuje niebezpieczną uwodzicielkę. Ten wątek podobieństwa jest dość nieprzypadkowy. Główny bohater również pochodzi z Krakowa (a nawet wspomina o molestowaniu dzieci!), a Polański w fabule obficie cytuje również własną twórczość filmową. Charakterystyczne dla niego mroczne wątki, a także podszyte pożądaniem oraz dominacją i uległością motywy głównych bohaterów dopełniają reszty. Prowokacyjne nawiązania do własnego życia przypominają mieszanie przez Woody’ego Allena filmowego wizerunku z życiem prywatnym. Na ile adaptacja spektaklu opartego na austriackiej opowieści zawiera wątki z życia Polańskiego, wie tylko on sam, ale widzowie otrzymują interesujący (bo niedopowiedziany) autoportret jednego z najwybitniejszych twórców kina.

 

Michał Talarek

Top
font