ZDJĘCIA SYLWETKOWE – temat na wakacje i nie tylko…

Zachody słońca to typowe tematy wakacyjne zahaczające o kicz, ale wbrew pozorom wcale nie musi tak być. Co więcej, takie motywy odpowiednio skomponowane, uzupełnione o pewne detale to niemal fotografia w czystej postaci. W końcu fotografia to rysowanie światłem. A cóż więcej mamy na takich kadrach? Nie ma krwi, przemocy, cierpienia, agresji, rezygnacji, przygnębienia, całej tej publicystyki i tysiąca innych rzeczy, czyli można powiedzieć – nie ma treści. I dobrze, jest forma. Forma, która konsoliduje wiele ważnych fotograficznie warsztatowych zasad, o których pisze się w mądrych książkach i których stosowanie ma zapewnić udane zdjęcia. A po za tym, kto nie lubi widoku zachodzącego Słońca, z całą jego magią i doświadczaniem kosmicznej natury naszego marnego bytu na Ziemi?

Tulcza, Rumunia

Zdjęcia sylwetkowe mają swoją historię i nie wypadły przypadkiem sroce spod ogona.
Z osiemnastowiecznej Francji wywodzi się ciekawa technika portretowania osób zwana silhouette, bowiem rozpropagował ją ówczesny minister Etienne de Silhouette. Był to szybki sposób portretowania osób w formie wycinanych profili, które umieszczano potem na jasnych tłach i oprawiano w ramy. Technika nie wyginęła, bo i teraz można spotkać artystów oferujących taką usługę turystom na deptakach wakacyjnych kurortów.
Yingxi,
dengyingxi,
piyingxi
czyli chiński teatr cieni, teatr latarnianych cieni albo teatr pergaminowych cieni. To już historia z III w. p.n.e. W tej teatralnej formie animowano stylizowane sylwetki ludzi i zwierząt ukryte za podświetlonym, półprzezroczystym ekranem. Takie obrazki chyba wszyscy znamy.

Czyli korzenie są, a zatem dlaczego i fotografia nie miałby skorzystać z takiej artystycznej formy? Potrzeba tylko znaleźć się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze, jeśli oczywiście myślimy o – jak by nie było – fotografii krajobrazowej. Bo oczywiście nie stoi nic na przeszkodzie, by fotografię sylwetkową tworzyć w pomieszczeniach, przy sztucznym świetle. My jednak tym razem ruszamy w plener, bo jesteśmy przecież na wakacjach…

Sarulesti, Rumunia

Fotografia sylwetkowa nie jest wymagająca. Nie potrzeba superaparatu i drogiego obiektywu, ale dobrze by było mieć możliwość wprowadzania ręcznych ustawień, choć i bez tego można sobie poradzić.
Wspomniałem na początku, że fotografia sylwetkowa to w pewnym sensie sedno fotografii. No tak, bo mamy do dyspozycji tylko światło, właściwie trochę światła i chodzi o to, by tak je wykorzystać, aby uzyskać zamierzony, interesujący efekt. Co więcej – z zasady mamy do dyspozycji niekorzystne oświetlenie – nie dość, że słabe, to jeszcze frontalne. Jednak ponieważ nie chodzi nam o wydobycie szczegółów pierwszego planu, szczegółów w cieniach, ustawiamy ekspozycję tak, aby to tło wyszło należycie, a pierwszy plan zniknął w otchłani mroku, tworząc piękne, intrygujące, ciekawe sylwetki, zarysy ludzi, zwierząt, drzew, architektury. Dzięki możliwości podglądu efektu natychmiast na ekranie aparatu, możemy dokonywać niezbędnych korekt i ponawiać ujęcia, aż efekt nas zadowoli, aż kolory będą odpowiednie, a pierwszy plan wyraźny i ciemny. Potem zawsze jeszcze pozostaje możliwość korekty w programie graficznym, choć zdecydowanie bardziej satysfakcjonujące jest osiągnięcie sukcesu bez takiego wspomagania…

Kłajpeda, Litwa

W fotografii sylwetkowej celowo robimy to, z czym na ogół walczymy, czyli nie doświetlamy celowo pewne obiekty. Ważne jest jednak to, aby kształty, które znajdą się na pierwszym planie były łatwo rozpoznawalne, no i też jednak raczej ostre, jak wycięte nożyczkami profile… A zatem to pierwsza zasada zdjęć sylwetkowych – dobry wybór „tematu”, czyli interesującego, a raczej interesująco wyglądającego kształtu pierwszoplanowego.

Druga sprawa to tylne oświetlenie obiektu. Trzeba znaleźć taką pozycję, z której uzyskamy i dobry wysoki kontrast, i ciekawą kolorystykę tła. W zależności od pory, w jakiej fotografujemy, intensywności zachodzącego słońca ustawmy się w takim miejscu, aby nasz tajemniczy kształt nie przesłaniał efektownej chmury albo właśnie zasłaniał zbyt silne źródło światła. Wykonując zdjęcie z palmą nie było jeszcze zbyt późno i zbyt ciemno, więc słońce stanowczo zbyt intensywnie świeciłoby w obiektyw, co byłoby i nie zdrowe dla matrycy. Ale ponieważ palma rosła na rondzie, można było bez problemu ją okrążać, by ustawić się tak, aby lampa słońca schowała się dokładnie za pniem. Motyw możemy poćwiczyć na rondzie de Gaulle’a w Warszawie, choć mogą trochę przeszkadzać pobliskie zabudowania. Ale pamiętajmy – rzecz pierwszorzędna dla uzyskania udanych zdjęć, to jakość oświetlenia – jeśli jest ciekawe – próbujmy, szukajmy ciekawego kadru, obiektu, kształtu. Bez dobrego światła, efektu nie będzie. Światło to podstawa. Podstawa fotografii. Fotografii sylwetkowej w szczególności.

San Julian, Malta

Kolejna kwestia to pomiar i ustawienie ekspozycji dla tła, nie dla obiektu. Można w tym celu zastosować pomiar punktowy. Dzięki temu, ustawiając ekspozycję na jasny fragment nieba, nie doświetlimy właśnie przedni plan.Dodatkowo warto zastosować skróconą ekspozycję, a więc generalnie lekkie niedoświetlenie, co da ciekawszy efekt, który możemy oczywiście też w pewnym stopniu korygować w postprodukcji, ale po co. Przydaje się więc tryb ręczny w aparacie, aby nie powierzać wszystkiego automatyce. Możemy też skorzystać z kompensacji ekspozycji. Jeśli próbowaliśmy już fotografowania po prostu zachodów słońca, nie będziemy mieli problemów i w takich sytuacjach.

Kłajpeda, Litwa

Ostrość – jak to przy zdjęciach krajobrazowych. Potrzebujemy dużej głębi ostrości, by nie rozmył nam się pierwszy plan i nie zlały się chmury na niebie. Jeśli są, bo gdy mamy jednolitą połać nieboskłonu, możemy skupić się na wyostrzeniu pierwszego planu.
À propos światła w fotografii sylwetkowej i podstaw fotografii – tu jak na dłoni widzimy wagę i zalety fotografowania przy wykorzystaniu tak zwanej złotej godziny albo złotej reguły, czyli fotografowania tuż po lub tuż przed zachodem czy wschodem słońca, gdy jest ono nisko nad horyzontem, a światło jest po prostu piękne, fascynujące. Tylko czasu wtedy nie mamy zbyt wiele…

Co jeszcze jest ważne przy fotografii sylwetkowej (i nie tylko oczywiście)? Kadr, miejsce, z którego fotografujemy. I kłania się kolejna fundamentalna reguła trójpodziału, o której pewnie wiecie i wyczytacie w każdym podręczniku fotografii. Generalnie starajmy się fotografować z niskiej perspektywy, aby sylwetki obiektów pierwszoplanowych okazale prezentowały się na tle kolorowego, chmurnego nieba. Na ogół wybierajmy taką pozycję, aby obiekty nie zasłaniały się wzajemnie, nie nakładały się na siebie. W ten sposób uzyskamy klarowny obraz. Ale czasem zdarza się – jak na poniższym zdjęciu wschodzącego dnia nad centrum Warszawy, że nasze sylwetki układają się w kolejne plany różniące się stopniem zaciemnienia – trochę ze względu na rozproszone oświetlenie i perspektywę powietrzną tworzące szare sylwetki odległych wieżowców, gdy dachy na pierwszym planie są ciemniejsze. Zatem sylwetki nie dość, że nie są tylko na pierwszym planie, to jeszcze zajmują dużo mniej niż jedną trzecią na wysokość kadru. Nieba jest stosunkowo dużo, ale przez to dobrze, dosadnie oddana jest ogromna przestrzeń miasta, nad którym wschodzi słoneczna kula. To trochę nietypowe zdjęcie sylwetkowe, wymykające się niektórym regułom, ale przez to odmienne i ciekawe.

Warszawa, Polska oczywiście…

Na koniec wspomnę jeszcze tylko o walorze tajemniczości, nostalgii, który można przypisać zdjęciom sylwetowym, z ich niedomówieniem, niedopowiedzeniem do końca wszystkiego, świetnie nadającym się do budowania wspomnień z niezapomnianych chwil minionych podróży.


Grzegorz Mosieniak

Related posts

Top
font