Święte krowy czy produkty szczególnej troski?

Wydarzeniem kwietnia uznałbym zakończenie wspierania Windows XP przez producenta, obwieszczone na ekranach PC-ów skromną, krótką, lakoniczną informacją. 8 kwietnia wypuszczono bodaj ostatnią poprawkę i dalej użytkowniku bujaj się sam. Niby to nie zaskoczenie, było o tym wiadomo od dawna, ale jednak ta decyzja dotyczy milionów komputerów i użytkowników na całym świecie, a poza tym przywodzi mi na myśl szczególne przywileje, jakimi cieszy się oprogramowanie komputerowe.

xp icoMożna powiedzieć, że każdy produkt ma swój kres. Owszem, ale akurat właśnie oprogramowanie, a raczej jego producenci, wypracowali sobie szczególną pozycję na rynku, która po pierwsze stawia ich produkty ponad innymi, a po drugie nabywców dyscyplinuje z pozycji siły, jak żadna inna branża.
Kiedy producent samochodu zaprzestaje jego produkcji to jeszcze przez 10-15 lat produkuje części, a po tym czasie ich produkcją zajmują się na ogół inne firmy i rzemieślnicy, którzy mogą takie akcesoria produkować i sprzedawać. W przypadku oprogramowania jakoś o takich zwyczajach nie słyszałem, aby na przykład Microsoft przekazał innym firmom kod swojego systemu i niech już one „produkują” łaty. Tylko z drugiej strony, czy ktoś chciałby je kupować?
Za to od lat słyszę o ogromnych stratach powodowanych przez piractwo komputerowe. Tu jednak już bardziej bliskie prawdy byłoby mówienie o utraconych potencjalnych zyskach, bowiem gdyby nie wersje programów dostępne bez licencji, wielu użytkowników po prostu kosztownych na ogół programów by nie kupiło. A tak producenci mieli darmową promocję. Przez lata użytkownicy przyzwyczajeni do oprogramowania zdobywanego za ułamek jego ceny, stali się później nabywcami wersji legalnych. A że przy okazji wypadło z rynku mnóstwo małych firm produkujących oprogramowanie tanie, ale nie tak efektowne i rozbudowane, jak u liderów rynku, to kto by się tym przejmował. Tylko, że właśnie w ten sposób potentaci rękami „piratów” zmonopolizowali rynek, choć oczywiście nikt się do tego nie przyzna.
Żeby było jasne – nie pochwalam piractwa, kradzieży wartości intelektualnych. Budzi mój sprzeciw niesprawiedliwość, brak równowagi w relacjach klient-producent, wzmocnione ponadto przez prawo, które użytkownika stawia w dużo gorszej pozycji. Na mocy prawa można wkroczyć do firmy czy domu, namierzyć zdalnie użytkownika, zabrać mu komputer, skazać. O sankcjach za korzystanie z pirackiego oprogramowania mówi się bardzo dużo, starszy się bardzo. Ale jakoś nie słychać, żeby policja wkroczyła do domu jakiejś celebrytki, która obnosi się z podróbką markowej torebki, czego wnikliwie dopatrzyli się autorzy takiej czy innej publikacji na portalu plotkarskim.

Szczególna pozycja oprogramowania – o czym juz kiedyś w felietonie pisałem – wynika także z faktu, że w przeciwieństwie do innych dóbr konsumenckich, aplikacji nie kupujemy. Nabywamy tylko prawo (dość ograniczone) do ich użytkowania, a dokładnie do korzystania z określonej kopii oprogramowania. Jest to opisane w warunkach udzielenia licencji, której na ogół podczas instalacji nie czytamy – zaznaczamy co najwyżej odpowiednią opcję i już. Czyli w przypadku programów komputerowych producenci bardzo konkretnie chronią swoje prawa, jednocześnie grożąc użytkownikom sporymi sankcjami za złamanie zasad. Jednocześnie zabezpieczają się przed odpowiedzialnością, gdyby coś działało nie tak, jak użytkownik by oczekiwał. Programy komputerowe są dobrem specyficznym, szczególnej troski i nigdy tak do końca nie wiemy, co kupujemy, ale wiemy (albo dowiedzieć się możemy), przeczytawszy warunki licencji, iż programy komputerowe sprzedawane są w zasadzie bez gwarancji, odnoszącej się do ich pracy czy walorów użytkowych. Producent nie gwarantuje, że będą działać na komputerze użytkownika i w zgodzie z innym używanym oprogramowaniem. Stąd na przykład potrzebne są potem setki czy tysiące uaktualnień czy łat do systemów operacyjnych.
Daleki jestem od demonizowania sprawy. W końcu Windows XP funkcjonowało jakieś 13 lat, mnóstwo! rzeczy naprawiono (gdyby zastosować analogię ilościową do samochodu, to chyba cały czas stałby on w warsztacie!), ja osobiście z tej wersji systemu jestem bardzo zadowolony i na ogół bez dalszych aktualizacji można by żyć, ale w sumie jest to forma zmuszania do zakupu nowej wersji, czyli jak zwykle chodzi też o pieniądze. I nie dotyczy to bynajmniej tej jednej sytuacji, coraz częściej można się spotkać z wymuszaniem zakupu nowych urządzeń czy instalowania nowego oprogramowania, bowiem wstecznej kompatybilności brak, bo wyścig trwa, bo trzeba szybciej, więcej sprzedać, tworzyć iluzję, że nowe jest lepsze, że z nowym będziemy szczęśliwsi. Tylko, że może tak naprawdę chodzimy w kółko, tylko coraz szybciej?

Janek Konieczny

Related posts

Top
font